Trzy Kopce Wiślańskie to nasz pierwszy szczyt w Beskidzie Śląskim, na który zabieramy ze sobą Tosię. Mamy szczęście do pogody;) Po kilku deszczowych dniach w końcu świeci Słońce, a temperatura skacze do z 15 kresek powyżej zera. Nic tylko cieszyć się z fantastycznej, jesiennej aury i…. ruszać na szlak!
Na początek… asfalt. W drodze na Trzy Kopce Wiślańskie
Wycieczkę zaczynamy w Gościejowie- przysiółku należącym do Wisły, gdzie akurat mamy nocleg. Wystarczy, że przejdziemy kilkadziesiąt metrów i zameldujemy się na czarnym szlaku, który będzie nam towarzyszył przez pierwszą część wycieczki. Tym szlakiem będziemy wędrować po raz pierwszy, więc z tego względu, że go nie znamy nie chcemy ryzykować i brać wózek, dlatego Tosia ląduje w chuście. Pierwsze 1,5 kilometra to marsz po asfaltowej ścieżce, która nieznacznie wznosi nas ku górze. Najmniej znudzoną tym faktem jest z pewnością Tosia. Jej wystarcza tylko szum potoku i liście powiewające na wietrze, by być zadowolonym z wycieczki. Po 30 minutach dreptania w takich okolicznościach przyrody wkraczamy w końcu w bramy lasu!
Ochodzita– stąd rozpościera się najpiękniejsza panorama w Beskidzie Śląskim
Kierunek? Wierch Gościejów
Od razu robi się trochę stromiej. Nic dziwnego, bo przecież przed nami ponad 400 metrów przewyższenia na odcinku ok. 3 kilometrów. Długo, jednak nie musieliśmy się męczyć, bo Tosia zarządziła przerwę na “amu”. Dziś serwujemy mleczko, a rodzice konsumują kanapki z ciepłą herbatką:) I w ten sposób nawet nie wiemy, kiedy nam uciekło kolejne 30 minut:D “Nie ma tego złego…”, bo w końcu w spokoju możemy nacieszyć oczy otaczającą nas przyrodą. Wypoczęci i najedzeni ruszamy dalej w drogę.
Cały czas idziemy za czarnymi znakami. Trasa nie jest zbyt wymagająca, a w pewnym miejscu nawet zaczynamy schodzić w dół. Oznacza to jednak tylko jedno- w końcu będzie musiało się zrobić stromo! Tuż za skrzyżowaniem szlaków, na którym musieliśmy spojrzeć w mapę, by udać się we właściwym kierunku, zaczynamy mozolną wspinaczkę ku górze. Z Tośką w chuście to dodatkowe 6 kilogramów, które musimy wtaszczyć na górę:D Tym razem to Natalia dzielnie pomaga naszej Kruszynie w zdobyciu kolejnego szczytu. Kilkaset metrów odległości pokonujemy w 20 minut, by w końcu stanąć na wierzchołku Wierch Gościejów (806 m n.p.m.). Znajduje się tutaj ławeczka, na której warto przysiąść i odetchnąć po trudach wędrówki.
Żółtym szlakiem na Trzy Kopce Wiślańskie
Na Wierch Gościejów dochodzi do nas żółty szlak, który biegnie z Przełęczy Salmopolskiej do Wisły i to właśnie ten kolor będzie nam teraz towarzyszył. Po męczącym podejściu, teraz aż do Trzech Kopców Wiślańskich wędrujemy po płaskim. Gdzieniegdzie między drzewami możemy spoglądać na wyłaniającą się panoramę Skrzycznego, jednak główne danie czeka nas na polanie znajdującej się kilkaset metrów przed szczytem. Tutaj oprócz najwyższego szczytu Beskidu Śląskiego, możemy zobaczyć również Halę Jaworową (więcej o niej przeczytacie TUTAJ), Grabową, Malinowską Skałę, czy bardziej na północ- Orłową i Równicę. Tutaj również znajduje się Telesforówka- prywatne schronisko i bufet, przy którym zatrzymujemy się na dłuższą przerwę.
Telesforówka- schronisko z garbusem w tle
Telesforówka- tak właśnie nazywa się prywatne schronisko znajdujące się niedaleko wierzchołka Trzy Kopce Wiślańskie. W budynku znajdującym się trochę niżej udostępnionych jest kilkadziesiąt miejsc noclegowych, a w obiekcie położonym tuż obok szlaku funkcjonuje bufet. Jest tutaj również kilkanaście ławek i stolików, jednak my wybieramy własny koc i leniuchowanie na trawie. A to wszystko spoglądając na Błatnię- miejsce, gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Ważnym elementem Telesforówki jest… stary garbus, w którym umieszczono ławeczkę i stolik:)
Żółtym szlakiem do Wisły
Po długim leżakowaniu, wracamy na żółty szlak, którym dotrzemy z powrotem do Wisły. Po drodze zdobywamy Trzy Kopce Wiślańskie (810 m n.p.m.). Szczyt ten nazwę wziął od tego, iż w miejscu tym przebiega granica trzech miejscowości: Wisły, Ustronia oraz Brennej. Na nim przystajemy jeszcze na chwilę, by jeszcze raz „rzucić okiem” w kierunku zachodnim, na Grabową i Halę Jaworową, a następnie wkraczamy w leśną ścieżkę. Tutaj znów Tosia jest w swoim żywiole (ah te drzewa i liście)! Tyle niewiele jej do szczęścia brakuje:) Nie trwa to jednak zbyt długo, bo po kilkunastu minutach znów otwiera nam się ładna panorama, tym razem w roli głównej- Wielka Czantoria.
Od tego momentu wędrujemy po betonowych płytach, które niedługo potem zamieniają się w asfaltową drogę. To oznacza, że wkraczamy w pierwsze zabudowania Wisły, a konkretnie na osiedle Jarzębata. To, będąc na nim pozostawiamy żółty szlak i polnymi drogami wracamy do Gościejowa. A to wszystko z piękną panoramą na Kiczory, Stożek, czy Soszów. Po prawie 10 kilometrach w nogach kończymy dzisiejszą wycieczkę. Kolejny, piękny zakątek Beskidu Śląskiego został przed nami odkryty.
Jeśli znalazłeś na naszym blogu poszukiwane przez Ciebie informacje, kolejną inspirację na wycieczkę, czy odpowiedź na nurtujące Ciebie pytanie, to będziemy niezwykle wdzięczni, gdy wrzucisz nam napiwek do naszej blogowej świnki skarbonki (kliknij w poniższy obrazek). Dziękujemy!!!