Brenna to miejscowość położona w samym sercu Beskidu Śląskiego. Można z niej wyruszyć na Błatnią, Klimczok, Równicę, Trzy Kopce Wiślańskie, czy Kotarz. Z tego względu jest bardzo popularnym miejscem wypadowym dla wielu turystów. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Są szlaki dla rodzin z dziećmi, dla osób poszukujących całodziennych wycieczek, dla biegaczy górskich, czy fanów dwóch kółek. My, tym razem Brennę odwiedzamy w celu podziwiania fantastycznych widoków z Hali Jaworowej, zdobycia Kotarza i wdrapania się na wieżę widokową na Starym Groniu.
Niebieskim szlakiem w Dolinie Hołcyny
Do Brennej dojeżdżamy tuż po godzinie 8. Samochód parkujemy przy kościele św. Jana Chrzciciela, tuż przy niebieskim szlaku, którym mamy zamiar początkowo wędrować. Idziemy wzdłuż rzeki Brennicy, by po kilkuset metrach przejść na jej drugi brzeg. Teraz rozpoczniemy zdecydowanie najnudniejszą część całej wycieczki.
Uwaga! Przed nami blisko 4- kilometrowy odcinek asfaltowej wędrówki, który nie wnosi zbyt wiele pod względem atrakcyjności. Idziemy ulicą, wzdłuż zabudowań i potoku Hołcyna, który wypływa ze stoków Kotarza i jego dolina rodziela Halę Jaworową od grzbietu Starego Gronia. Po drodze mijamy przystań kajakową, a w jednym z ogródków naszą uwagę przykuwają drewniane zabawki. Szlak w pewnym momencie skręca w lewo i od tego miejsca rozpoczyna się coraz stromiej wznosić ku górze. Nie zmienia się jedno- ciągle idziemy po asfalcie… Dopiero, gdy osiągamy wysokość ok. 620 m n.p.m. wkraczamy do bram lasu.
Na Halę Jaworową
Teraz wędrujemy przez piękny, buczynowy las. Po prawej stronie otwiera nam się panorama na grzbiet Starego Gronia z wieżą widokową, gdzie mamy zamiar dzisiaj postawić swoje stopy. Ścieżka wznosi się ku górze, jednak idzie nam się wyjątkowo dobrze. Uspokajający śpiew ptaków, szum liści i tyle wystarcza nam, by poczuć błogi spokój:) Po ok. 30 minutach przebierania nogami po leśnej ścieżce, niebieski kolor szlaku wyprowadza nas na otwartą przestrzeń. To oznacza, że znajdujemy się na Hali Jaworowej.
To bardzo rozległa polana, która położona jest na jednym z grzbietów Kotarza (974 m n.p.m.) na wysokości 820-920 m n.p.m. Tym razem polecamy porzucić niebieskie znaki, które prowadzą wzdłuż granicy lasu i wybrać jedną ze ścieżek prowadzących przez halę. Wszystko dla pięknych widoków. My, aby je podziwiać dogłębniej, siadamy pod jednym z drzew, wyciągamy drugie śniadanie (które w takich warunkach smakuje najlepiej) i spoglądamy, gdzie tylko horyzont nam pozwoli.
Na pierwszym planie najlepiej widoczna jest Równica , a także Stożek Wielki, Soszów i Wielka Czantoria z wieżą widokową na szczycie. W tle widoczne są również szczyty Beskidu Śląsko-Morawskiego z najwyższą Łysą Horą (1323 m n.p.m.), a gdy skręcimy głowę w prawo wyłania się Błatnia, Stołów, a także Klimczok (. Z taką scenerią bardzo trudno się rozstać, dlatego na Hali Jaworowej spędzamy dobre kilkadziesiąt minut.
Na szczycie Kotarza
Z Hali Jaworowej udajemy się nieoznakowaną, ale bardzo dobrze widoczną ścieżką na szczyt (974 m n.p.m.). Nazwa tego szczytu ma bezpośredni związek z Halą Jaworową, gdyż oznacza “kocenie się” owiec, czyli ich rozmnażanie się. Owce, przed laty były stałym elementem krajobrazu Kotarza i jego najbliższych okolic. W dzisiejszych czasach niestety ich wypas jest coraz rzadszym widokiem.
Na szczyt Kotarza dostajemy się po kilku minutach od opuszczenia Hali Jaworowej. Tłumy turystów na szczycie skutecznie nas zniechęcają do dłuższego pobytu tutaj. W pobliżu najwyższego punktu znajduje się bar, a także Ołtarz Europejski, który został zbudowany z różnokształtnych kamieni pochodzących nie tylko z całego świata, ale i (!) z kosmosu (wbudowano w niego meteoryty). Przy ołtarzu, od 2008 roku odbywają się nabożeństwa zarówno ewangelików jak i katolików. Niestety, ołtarz jest ogrodzony czerwoną taśmą, więc zostaje nam podziwianie go tylko i jedynie z odległości kilkunastu metrów.
W kierunku Chaty Grabowej
Z Kotarza wędrujemy czerwonym szlakiem w kierunku Przełęczy Salmopolskiej. Wraz z nami podąża naprawdę spore grono turystów. Szlak stromo schodzi w dół, więc trzeba uważać przy stawianiu kolejnych kroków. Z prawej strony dochodzi do nas niebieski szlak z Hali Jaworowej, którym początkowo wędrowaliśmy. Z lewej natomiast, co chwilę wyłaniają się widoki na Skrzyczne, czyli najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego .
W planach mamy dojście na wierzchołek Grabowej (907 m n.p.m.), a następnie odbicie czarnym szlakiem w kierunku Starego Gronia. Okazuje się, że możemy sobie trochę skrócić drogę i dzięki temu bez tłumów ludzi dotrzeć na czarny szlak. Nieoznakowaną ścieżką schodzimy w dół do Schroniska Chata Grabowa. Minusem tego miejsca jest fakt, że można tutaj dotrzeć nawet swoim samochodem, a z takiego przywileju skorzystało spore grono turystów.
Kolejny cel? Wieża widokowa na Starym Groniu
Spod Grabowej (907 m n.p.m.) udajemy się bardzo malowniczym szlakiem (znakowanym na kolor czarny) w kierunku wieży widokowej na Starym Groniu (792 m n.p.m.). Wędrujemy pomiędzy pastwiskami, a mijające minuty umilają nam piękne widoki. Z lewej strony wyrastają Trzy Kopce Wiślańskie (810 m n.p.m.), na horyzoncie znów króluje Wielka Czantoria, a z prawej możemy spoglądać na Halę Jaworową, na której co dopiero byliśmy.
Po kilkudziesięciu minutach od Chaty Grabowej docieramy pod wieżę widokową na Starym Groniu. 12-metrowa konstrukcja pozwala na podziwianie panoramy obejmującej Błatnią, Stołów, Klimczok, Halę Jaworową i Kotarz, a z drugiej strony również Orłową, Równicę, czy Czantorię. Tuż obok wieży znajduje się bacówka, która niestety jest zamknięta, a także kilka stołów i ławek, przy których można usiąść i odpocząć po trudach wędrówki.
Wracamy do Brennej
Napływające z zachodu coraz to gęściejsze chmury wpływają na podjęcie przez nas szybkiej decyzji o konieczności wyruszenia w kierunku Brennej. Do czarnego szlaku, którym dotychczas wędrowaliśmy dołączają zielone znaki i to właśnie one będą nam towarzyszyć do samego końca. Tuż za Starym Groniem pozostaje nam ostatnie podejście dzisiejszego dnia- pod Horzelicę (797 m n.p.m.), tuż przed której wierzchołkiem docierają do nas pierwsze krople deszczu. Dodatkowo zrywa się wiatr i wyraźnie zbiera się na typowo, wiosenną burzę.
Czym prędzej schodzimy w dół. Uważając na śliskich kamieniach, szybko docieramy do rozwidlenia czarnego i zielonego szlaku. Wybieramy ten drugi, który jest najkrótszą z możliwych opcji, by dostać się do centrum Brennej. Końcówka wycieczki to zejście wzdłuż wyciągu narciarskiego, a to oznacza że jest dość stromo. Wokół kłębią się cały czas chmury, a z oddali słychać odgłosy burzy. Gdy schodzimy do Brennej z nieba zaczyna coraz mocniej zacinać deszcz. Idealnie, po prawie 5 godzinach wędrówki i ponad 15 kilometrach w nogach pakujemy się do samochodu i wracamy do domu. Beskid Śląski odkrył przed nami kolejne bardzo ciekawe szlaki i miejsca, po których do tej pory nigdy nie wędrowaliśmy.
Jeśli znalazłeś na naszym blogu poszukiwane przez Ciebie informacje, kolejną inspirację na wycieczkę, czy odpowiedź na nurtujące Ciebie pytanie, to będziemy niezwykle wdzięczni, gdy wrzucisz nam napiwek do naszej blogowej świnki skarbonki (kliknij w poniższy obrazek). Dziękujemy!!!