Rudawiec to trzeci co do wysokości szczyt Gór Bialskich. Jego wierzchołek wznosi się na wysokość 1106 m n.p.m., a wyższe od niego są Travna Hora (1121 m n.p.m.) praz Postawna (1117 m n.p.m.). Jednak, ze względu na to, że na te dwa ostatnie nie prowadzi żaden szlak turystyczny, do Korony Gór Polski jest zaliczany właśnie on- Rudawiec! Z tego względu stanowi on częsty kierunek wycieczek w tym paśmie.

Pomysł wycieczki na Rudawiec (1106 m n.p.m.) zrodził się dość spontanicznie. Poszukiwaliśmy celu na wyprawę, gdzieś w okolicach Kłodzka i wymyśliliśmy, że pojedziemy w Góry Bialskie, by pospacerować w ciszy i spokoju. Na tym, zaliczanym do Korony Gór Polski szczycie byliśmy już raz, kiedy to zdobyliśmy go od strony czeskiej Ramzovej (więcej o tej wycieczce przeczytacie TUTAJ). Dzisiaj natomiast planujemy zaatakować, go z drugiej strony- od Przełęczy Płoszczyna (817 m n.p.m.).
Drogą Marianny Orańskiej na Bramę Moraw
Aby dostać się na Przełęcz Płoszczyna, jedziemy ze Złotego Stoku przez Lądek- Zdrój do Stronia Śląskiego. Jest to droga, którą wybudowała księżna Marianna Orańska w XIX wieku, a wiodła ona od jej pałacu w Kamieńcu Ząbkowickim, właśnie przez te miejscowości, a potem ku Przełęczy Płoszczyna, aż po Stare Miasto w Czechach. Można, więc rzec, że podążamy jej śladem. Na Przełęczy Płoszczyna parkujemy samochód na niewielkim parkingu. Zmieści się tutaj zaledwie kilka samochodów, jednak przynajmniej drugie tyle będzie mogło znaleźć swoje miejsce po drugiej stronie granicy, przy budynku schroniska. Przełęcz jest granicą rozdzielającą Masyw Śnieżnika od Gór Bialskich, a także Morawy od Śląska. To tutaj również przebiegała historyczna granica Austro-Węgier i Prus. Dzisiaj to po prostu granica polsko- czeska. Znajduje się tutaj węzeł dwóch szlaków: żółty biegnie od Bolesławowa, a zielony ze schroniska na Hali Śnieżnickiej przez Śnieżnik aż do Bielic- to właśnie nim będziemy dzisiaj wędrować.

Zielonym szlakiem na Rudawiec
Od samego początku, na rozgrzewkę czeka nas wspinaczka. Do pokonania mamy prawie 150 metrów przewyższenia, po czym zdobywamy pierwszy szczyt dzisiejszego dnia- Brusinki (975 m n.p.m.). Okolicę spowija gęsta mgła, która nie daje nam nadziei na jakieś ładne widoki dzisiejszego dnia. Wszystko zaczęło się, jednak zmieniać, gdy dotarł do nas czeski, czerwony szlak wiodący aż ze Śnieżnika do Chaty Paprsek (jak macie więcej czasu to warto do niej wstąpić- widoki na Jeseniki i smak knedlików niezapomniane). Niebo zaczęło się przejaśniać, a wraz z kolejnymi, stawianymi krokami docierało do nas coraz więcej promieni słonecznych. Pogoda jak marzenie! A do tego, otaczają nas wszystkie kolory jesieni, pięknie!



W okolicach Kociego Wzgórza (955 m n.p.m.) szlak czerwony podąża w prawo, a my wraz z zielonym kolorem podążamy ku Rude Krzyże (1053 m n.p.m.). Z tego szczytu nie ma co liczyć na jakąkolwiek panoramę, jednak pamiątkowego zdjęcia z tabliczką z jego wysokością nie omieszkaliśmy sobie nie zrobić;) Teraz czeka nas nieznaczna utrata wysokości, by zaraz potem stanąć “oko w oko” z ostatnim podejściem- czyli tym na szczyt Rudawca (1106 m n.p.m.). Ten krótki odcinek jest zdecydowanie najbardziej stromy w odniesieniu do całej wycieczki. Na szczęście, gdy się odwracamy możemy spoglądać na Śnieżnik, Żmijowiec, czy Czarną Górę. Widoki są niesamowite! Po niecałych 2 godzinach od opuszczenia samochodu stajemy na szczycie Rudawca!




Dlaczego Rudawiec jest zaliczany do Korony Gór Polski?
Wokół zaliczenia Rudawca do Korony Gór Polski pojawiło się sporo kontrowersji. Po pierwsze wielu geografów nie uznaje podziału Gór Bialskich i Gór Złotych na dwa osobne pasma, tylko twierdzi, że powinny być one traktowane razem. Właśnie, to rozwiązanie funkcjonuje u Czechów, którzy tę krainę geograficzną nazywają Rychlebskimi Horami. Po drugie, nawet biorąc pod uwagę podział na Góry Bialskie i Złote to najwyższym po polskiej stronie szczytem nie jest Rudawiec, a wyższa od niego o 11 metrów, Postawna. Na nią, jednak nie prowadzi żaden szlak turystyczny, stąd pomysł by to Rudawiec był zaliczany do KGP.


Nie zważając na te dywagacje, podbijamy nasze książeczki pieczątką znajdującą się na szczycie, robimy pamiątkowe zdjęcia i siadamy na pieńkach, by zjeść zasłużone drugie śniadanie.


Wracamy po własnych śladach na Przełęcz Płoszczyna
Po kilkudziesięciu minutach leniuchowania musimy ruszyć z powrotem ku samochodowi. Podążamy za swoimi śladami, aż do samej Przełęczy Płoszczyna. Tam, wstępujemy jeszcze do czeskiego schroniska, które powstało w tym miejscu w 2009 roku. Jest to prywatna inicjatywa, a ówczesny właściciel wykorzystał mający zaledwie 2 lata, budynek czeskiej straży granicznej (po wejściu do Schengen nie był on już im potrzebny) i w nim zorganizował miejsca noclegowe oraz restaurację. Szczęśliwi, że udało nam się poznać kolejny, ciekawy szlak, a do tego przejść go z Tosią, wracamy do domu:)

Jeśli znalazłeś na naszym blogu poszukiwane przez Ciebie informacje, kolejną inspirację na wycieczkę, czy odpowiedź na nurtujące Ciebie pytanie, to będziemy niezwykle wdzięczni, gdy wrzucisz nam napiwek do naszej blogowej świnki skarbonki (kliknij w poniższy obrazek). Dziękujemy!!!